Dlaczego Bad Gateway? Złe wyjście (rozwiązanie), czyli zła, nieprzemyślana decyzja znane są każdemu, kto trochę bardziej zagłębił się w życie. Smak porażki bywa gorzki, ale przemyślenia i obserwacje pozostają. To samo odnosi się do otaczającej nas rzeczywistości. Obserwacja otaczającego nas życia często ciśnie nam na usta mniej lub bardziej wybredne komentarze, począwszy od pospolitej łaciny kuchennej, na bardziej wzniosłych i pozytywnych emocjach skończywszy. Dlaczego nie dzielić się nimi z innymi? Daje to możliwość lepszego wzajemnego poznania, ale również swoistego katharsis dla osoby która się uzewnętrznia. Ów blog, przyjmuje formę dziennika szaleńca, który musi przelać swe myśli i podzielić się nimi z innymi. Terapia powiecie? - a kto jej dziś nie potrzebuje. Ostrzegam z wyprzedzeniem, iż pisze to co myślę, jestem skorpionem i nie zawaham się tego użyć. Jeśli ktoś poczuje się urażony - widać tak miało być. e-502 powstaje dla własnej przyjemności - oraz by podzielić się z Wami swoim światopoglądem i spostrzeżeniami, ale nie zamierzam oszukiwać samego siebie tylko po to by komuś nie było przykro. Mentalność Dr. House'a - skwituje ktoś - być może. W tym zwariowanym świecie jeszcze na tyle nie oszalałem by sam sobie wciskać kit, że jest inaczej niż jest. Zapraszam do czytania... a i jeszcze jedno - wszelka zbieżność nazwisk i postaci jest zakładana.

poniedziałek, 31 stycznia 2011

Wielkie egipskie wakacje Wujka Sama - niech żyje demokracja!

USA wielu z nas kojarzyć się może z wartościami takimi jak wolność, demokracja, stabilizacja i pokój. Może, ale nie musi... Ja postrzegam weń wartości nieco odmienne - jak odwieczna chęć poszerzenia swojej strefy wpływów, dająca kontrolę nad "demokracją" i "pokojem" poprzez uzależnienie gospodarcze i militarne. Wartości te bezpośrednio zostały transponowane z  zimnowojennej doktryny Reagana. Stabilizacja oczywiście i przede wszystkim ale tylko na warunkach UN / NATO w których to organizacjach USA posiada większość militarną, a więc i decyzyjną. Można by rzec - mają potencjał, chcą pomagać - należy takie rzeczy docenić i popierać. Niestety nie wierzę w świat idealny, tym bardziej jeśli wymaga on milionów $ zaangażowania dla idei ;) . Zimna wojna dawała amerykanom swoistą wymówkę do prowadzenia akcji militarnych, wywierania nacisków na rządy poszczególnych państw - bo przecież było to uzasadnione. No ale wszystko co dobre kiedyś się kończy (tak jak czysta toaleta) i należy zacząć używać białych rękawiczek. Dlaczego wysnuwam aż tak radykalne wnioski zapytacie. No cóż po prostu nie przypominam sobie interwencji UN ani NATO na Kubie, gdy USA wspierało rewolucję kubańską Castro przeciwko dyktaturze Batisty, ani również w Nikaragui, gdzie supportowało lokalne antykomunistyczne contras. Przykładów można przytaczać wiele. Była to od zawsze amerykańska strefa wpływów - a więc Stany Zjednoczone nie musiały udawać, iż potrzebują "wsparcia" innych sojuszników by pod patronatem demokracji zapewnić uciśnionym szczęście. Trudniej było w Afganistanie - tu już trzeba było użyć czyichś innych rąk, by stryjek Saszka się nie pogniewał za gmeranie u jego granic. Przypadkiem znaleźli się lokalni mudżahedini i tak dofinansowano  i przeszkolono globalny terroryzm.  Lojalny partner u boku największego wroga postanowił pójść własną drogą. Nie sprawdziły się teorie, iż wróg mojego wroga jest moim przyjacielem, gdyż świat islamski wyznaje własne zasady i wartości. Niestety nie wyciągnięto wniosków...
Egipt jest krajem, który od zawsze był symbolem stabilności, niezmienności granic (poza czasami starożytnymi). Wszystkie główne miasta i stolica pozostają niezmienne od tysięcy lat, tak samo jak poglądy i wartości lokalnej ludności. Co więcej Egipt jest jednym z niewielu państw arabskich, stosujących ustrój demokratyczny (a konkretnie umiarkowaną republikę prezydencką). System prawny Egiptu oparty jest na prawie anglosaskim, prawie islamskim i kodeksie napoleońskim. Wszystko to działało przez całe dziesięciolecia. Dlaczego więc nagle rewolucja? Nic nie dzieje się bez przyczyny.  Jako kraj islamski Egipt zawsze wspierał (co wielokrotnie udowodnił, chociażby Wojną Sześciodniową) dążenia Palestyny do niepodległości, i to najlepiej w granicach sprzed 1948 (powstanie Izraela). Z wiadomych względów Wujowi Samowi się to nie podoba. Prezydentura Mubaraka co prawda gwarantowała spokój i nie uczestniczenie w konflikcie palestyńsko-izraelskim, ale opierała się na stanie wojennym trwającym niezmiernie od 1981 r.- który hamować miał rozwój islamskiego ekstremizmu i walkę z Al-Gama'a al-Islamiyyą dążącą do utworzenia państwa islamskiego w Egipcie. Obecne protesty w Egipcie wyrażają opinie społeczeństwa, które od 30 lat żyje w stanie wojennym. Nikt dotąd nie udzielał temu państwo wsparcia - bo przecież "jakoś się kręciło". Amerykanie zadowoleni byli z sojusznika, którego sami pomogli obsadzić - a obecna ich interwencja pod pretekstem troski o Egipt (namawianie Mubaraka do rezygnacji przez Obamę) ma za zadanie pomoc w utrzymaniu status quo i obsadzenie stanowiska godnym, "nie wychylającym" się za mocno następcą, tworząc fasadę zmian dla społeczeństwa ich rządnego. Nie ma to jednak na celu przeprowadzenia gruntownych reform, które pozwoliłyby uleczyć sytuację gospodarczo finansową kraju (ogromny dług publiczny) i przyhamować tym samym rozwój ekstremizmu islamskiego - lecz stabilizację poprzez zapewnienie pasywności  Egiptu w polityce międzynarodowej. Jak zwykle ucina się łeb Hydrze, nie wyrzucając zwłok. A łeb odrasta... Wszystko jest kwestią czasu.

niedziela, 23 stycznia 2011

"Dama Puk"

Ostatnio czekając w warsztacie samochodowym na odbiór auta przeglądałem jedno z męskich pism w którym to znalazłem artykuł o enigmatycznie brzmiącym tytule "Dama Puk". Początkowo sądziłem, iż to coś bardziej błahego w kwestii tematyki (jak to w tego typu pismach bywa), ale muszę przyznać - myliłem się. Artykuł dotyczył samotnych singielek w wieku 30~40 lat, które borykają się z problemami samotności, brakiem seksu, uczuciem opuszczenia i bezcelowości istnienia, poza sferą zawodową w której oczywiście się odnalazły i czują się spełnione sukcesami jakie odniosły. Powstaje tylko pytanie po co komu satysfakcja zawodowa, jeśli nie przekłada się na wartości pozazawodowe, jak rodzina, czy po prostu życie prywatne. Problem polega na tym, iż coraz więcej firm, dużych korporacji w Polsce bardzo chętnie  kształtuje u młodych ludzi taki światopogląd, narzucając im poniekąd drogę "Single Player" jako jedyny schemat rozwoju zawodowego, okupiony setkami nadgodzin i przenoszeniem pracy w domowe pielesze. Tym samym młodzi ludzie sami tworzą sobie hierarchię wartości w której to najpierw jest praca i sprawy zawodowe, a dopiero później życie prywatne, spędzane nota bene na balangach alkoholowych (odreagowywanie stresu) w towarzystwie ludzi z pracy (no bo skąd mieć inne znajomości, których się nie pielęgnuje z braku czasu?). Przychodzi jednak moment, kiedy blask sukcesów gaśnie, balangi się nudzą (lub po prostu zauważa się fakt staczania się po równi pochyłej), a ambicje nikną po tym jak nasz szef dostaje pochwały i/lub premie za naszą ciężką pracę. Samotność zaczyna coraz bardziej doskwierać, a "wyrywanie" partnerów w pubach przychodzi coraz trudniej. I wtedy dopiero zauważa się problem. Dla kogo żyć? Znajomi, których zawsze krytykowaliśmy za nie wystarczające poświęcanie się pracy mają rodziny, domy dzieci, Pozostaje bycie dobrą ciocią i wibrator. Ale tu również kolejny zawód - bo tak jak w sloganie Hondy First man, then machine - nic nie zastąpi normalnych ludzkich relacji i wzorców - żaden substytut.  Zapytacie się po co to wszystko piszę. Cóż są to moje subiektywne obserwacje. Poruszam się w kręgu różnych pokoleniowo i rocznikowo ludzi - ale widzę te same błędy na różnym etapie ich popełniania. Widzę jak moi rówieśnicy z roku robią "kariery" zawodowe, jak odtrącają ludzi im bliskich po to tylko by uzyskać pozycję w korporacyjnym stadzie. Ale obserwuję również starsze pokolenia - zdesperowane singielki poszukujące partnerów, ludzi którzy "dorobiwszy się" nie mają kiedy i po co wydać zarobionych pieniędzy - no bo przecież nie można żyć pracą dla przyjemności po wsze czasy. Całokształt moich obserwacji w tej materii mnie przeraża, gdyż można to podsumować jednym prostym przykładem. Nie można mieć ciastka, uprzednio je zjadłszy. Kierując się czystym egoizmem budując karierę trzeba mieć też trochę altruizmu i empatii dla innych. Ten rodzaj egoizmu nie popłaca, ponieważ tak naprawdę to nasz pracodawca jest jego beneficjentem, a my łudzimy się jego szczęściem, zamiast zadbać o własne zawczasu. 

piątek, 14 stycznia 2011

Smoleńsk TV - czyli witamy w USA

Powszechna amerykanizacja wzorców kulturowych, medialnych oraz światopoglądu w Polsce postępuje w nadzwyczaj intensywnym tempie. Przyznajcie się szczerze czy nie denerwuje Was ciągłe rozgrzebywanie i omawianie sprawy katastrofy w Smoleńsku? Ostatnio znów temat intensywnie powrócił do mediów. Można by powiedzieć, iż od roku tak naprawdę nie ucichł ponieważ sprawa tego gdzie postawić krzyż, również doń nawiązywała. Powstaje pytanie - czy nie mamy innych problemów jako naród? Czy nasza gospodarka rozwija się na tyle prężnie, że od roku czasu nie warto poświęcać jej uwagi? Żeby było jasne - abstrahuję tu od podziałów partyjnych - uważam, że ktokolwiek by nie rządził, działoby się podobnie (może gdyby PiS był u władzy sytuacja byłaby jeszcze bardziej wyekstrapolowana). Szkoda, że społeczeństwo nie jest informowane o postępach w przygotowaniu do Euro (nie chodzi tylko o autostrady, ale choćby o bazę hotelową), nikt nie interesuje się losem powodzian z 2010 r. i zweryfikowaniem, czy coś zostało zrobione, by sytuacja nie powróciła w 2011. Ważne by Prezydent leżał na Wawelu, Krzyż w Kościele (choć czy nie powinien wrócić przed pałac?). A co z choinką, no bo jeśli Krzyż ma wrócić to musi mieć miejsce... I tak akcja napędza akcję, a naród skupia się na rozpamiętywaniu tragedii, krzywd, przestępstw, strachu, złości, agresji a nie rozlicza rządzących (na poziomie krajowym, samorządowym, każdym). Spytacie jakie amerykańskie wzorce zapożyczyliśmy? Przede wszystkim poszukiwanie taniej sensacji. Zabójstwa, kradzieże gwałty, katastrofy - czy czymś innym zajmują się nasze media. Jakieś pozytywy? Hmm poza WOŚP nie przypominam sobie. No może raz na 4 lata zdarzają nam się pobożne przedwyborcze życzenia/obietnice, których nie rozliczamy. Za to społeczeństwo boi się wyjść na ulice, korzystać z życia. Stajemy się zastraszeni jak amerykanie. Swoją droga dla lepszego udokumentowania tej tezy polecam dokument "Zabawy z Bronią" Michaela Moore'a. Nic dodać, nic ująć...

Od autora...

Witam wszystkich czytelników! Witam ponownie, ponieważ mój eksperyment z prowadzeniem własnej strony internetowej nie do końca wypalił ze względu na fakt, iż doba posiada tylko 24 h, a nie jak poprzednio zakładałem 25 h, stąd godzina na konstruowanie własnego www niepostrzeżenie umknęła. Mam nadzieję, iż ta, może nieco prostsza forma bloga, gdzie twórcy serwisu niejako a priori zadbali o ergonomię interface'u i mniejszą czasochłonność tworzenia, sprawdzi się w moim przypadku. Wiem, iż poprzednio dorobiłem się kilku wiernych fanów, których nie mam zamiaru drugi raz zawieść. Poprzednie posty oczywiście wciąż dostępne są na www.husarz.cba.pl , natomiast w tym serwisie ruszam z nowymi pomysłami, obserwacjami i krytyką, nie oglądając się za siebie. To co było nie wróci, pamięć jest temu należna, lecz nie rozpamiętywanie. 


Zdravim,